
06 maja, 2010
04 maja, 2010
Nasze postulaty są bardzo polityczne
Z Mariuszem Kurcem rozmawia Agata Szczerbiak
26.04.2010
Pierwsza część rozmowy z Mariuszem Kurcem, członkiem Grupy Inicjatywnej ds. Związków Partnerskich, tuż po zakończeniu serii otwartych debat „O jaki prawny model związków jednopłciowych powinniśmy dziś walczyć w Polsce?”.
Agata Szczerbiak: Skąd się wziął pomysł powołania Grupy Inicjatywnej?
Mariusz Kurc: Mieliśmy poczucie, że nic się w sprawie związków partnerskich w Polsce nie dzieje. Od powstania projektu prof. Marii Szyszkowskiej w 2003 r., który przeszedł szczęśliwie przez Senat, ale potem został zablokowany przez marszałka Cimoszewicza, przez cztery lata, poza jakimiś drobnymi działaniami, sytuacja właściwie nie ulegała zmianie. Jednocześnie pojawiały się coraz to nowe informacje ze świata o tym, że kolejne kraje legalizują związki partnerskie. Sytuacja polityczna zniechęcała do działania. Najpierw dwa lata rządów PiS-u, potem Platforma, niby lepsza, a tak naprawdę wcale nie. I w 2009 r. na warszawskiej Paradzie Równości zupełnie ad hoc skrzyknęła się grupka osób, które niosły transparent: „Żądamy ustawy o związkach partnerskich”. Choć była to inicjatywa wymyślona zaledwie na kilka dni przez paradą, to stała się jej znakiem firmowym. Jakiś czas później doszliśmy w KPH do wniosku, że trzeba zacząć wreszcie aktywnie działać, bo legalizacja związków jest dla nas najważniejszą sprawą, kluczowym postulatem, a niewiele się wokół niego dzieje.
W jaki sposób ustalił się skład grupy – ty, Yga Kostrzewa, Tomek Szypuła i Krystian Legierski?
Pierwsze, co nam przyszło do głowy w czerwcu 2009 r., tuż po paradzie, to rozmowa z drugą warszawską organizacją działającą na rzecz LGBT, czyli Lambdą i Ygą Kostrzewą. Krystian też był zainteresowany, żeby coś się wreszcie zaczęło dziać w tej sprawie. Poza tym uczestniczył w pracach nad pierwszym projektem, więc był naturalnym kandydatem. No i znaliśmy się wszyscy wcześniej. Na początku była straszna blokada, nie wiedzieliśmy, od czego zacząć. Bo samo napisanie ustawy dla prawnika znającego się na rzeczy, a Krystian jest nim, nie stanowi wielkiego wysiłku i nie trwa miesiącami. Problemem było zdobycie poparcia i pomyśleliśmy, że zanim zaczniemy działać politycznie, musimy zobaczyć, jaka jest atmosfera w tzw. środowisku. Wielu gejów i lesbijek ukrywa swoją seksualność, nie chce się wypowiadać publicznie. Chcieliśmy się też dowiedzieć, co myślą o takiej ustawie ludzie bez względu na orientację. Stąd pomysł zorganizowania serii debat w największych miastach Polski. Chodziło o to, żeby zobaczyć, kto na te debaty przyjdzie, jakie będzie zainteresowanie, co nam powiedzą uczestnicy. Pomysł wszedł w życie i objechaliśmy w sumie czternaście miast.
Jakie są modele legalnych związków homoseksualnych?
To mogą być małżeństwa homoseksualne, które funkcjonują obecnie w ośmiu krajach na świecie, związki partnerskie, takie jak np. w Niemczech, PACS – unikalne francuskie rozwiązanie, albo konkubinaty, które istnieją w różnej formie, np. państwo uznaje je, jeżeli się udowodni, że prowadziło się z osobą tej samej płci tzw. pożycie. Natomiast w Polsce zakłada się, że związki nieformalne tworzą tylko osoby różnej płci, konkubinaty jednopłciowe praktycznie nie są rozpoznawane przez prawo. Jest nawet orzeczenie Sądu Najwyższego stwierdzające, że pary tej samej płci łączą się wyłącznie w celu przyjemności. Nawet byłoby to zabawne – czyżby osoby różnej płci łączyły się dla wyższych, mniej przyjemnych celów? – gdyby nie miało przykrych konsekwencji.
Jak wyglądały organizowane przez was spotkania?
Naszym celem było z jednej strony przekazanie wiedzy na temat związków jednopłciowych, a z drugiej poznanie opinii ludzi, ich stanowiska w tej sprawie. Przedstawialiśmy te cztery wspomniane modele, które funkcjonują na świecie, i na tym opieraliśmy dyskusję z uczestnikami. Mam wrażenie, że nierzadko przebiegałaby ona inaczej, gdybyśmy zaczynali ją bez prezentacji. Wnioski były często takie, że to małżeństwo jest jedyną formą, której wprowadzenie zapewniłoby prawdziwą równość w traktowaniu par hetero- i homoseksualnych. Jeśli więc o nią walczymy, to bezdyskusyjnie tylko małżeństwa ją zapewnią. Wtedy dopiero, tak jak to widać w Hiszpanii, znika podział, różnica i nie ma dyskryminacji par tej samej płci.
Wiele osób jednak, łącznie ze mną, przekonywało, że to nie jest takie fantastyczne rozwiązanie. Zapewnia równość, ale czy ja bym chciał zawrzeć małżeństwo? Hmmm… Małżeństwo to pakiet praw i obowiązków, który się dostaje wraz z powiedzeniem „tak” i nie można z nim dyskutować. Poza tym ewentualny rozwód, o którym decyduje nie jeden czy drugi małżonek, lecz sąd – straszne. Uważam, że potrzeba nam nowych form, ponieważ instytucja małżeństwa jest przestarzała. Chociaż zgadzam się, że realizuje ona ideę równości.
Druga trudność z małżeństwami jest praktyczna: konstytucjonaliści twierdzą jednoznacznie, że z zapisu mówiącego, iż „małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny znajduje się pod szczególną ochroną”, wynika, że projekt ustawy o małżeństwach par jednopłciowych nie miałby szans na uchwalenie. A jeśli nawet, to padłby w Trybunale Konstytucyjnym. Jedynym wyjściem jest zmiana konstytucji. Droga do realizacji tego postulatu byłaby więc dużo trudniejsza.
Jakie więc podejście dominuje w środowisku: pragmatyczne poparcie dla związków partnerskich czy raczej małżeństw, jako pełnej realizacji zasady równości osób nieheteroseksualnych z heteroseksualnymi?
Robiliśmy sondaże podczas spotkań i wyszło nam, że najwięcej osób jest jednak za PACS-em.
Jak myślisz – dlaczego?
Może po prostu dlatego, że mieliśmy dużą siłę przekonywania. Krystian uwielbia PACS i jemu ten model odpowiada, a potrafi dobrze uargumentować swoje opinie. Być może też dlatego, że ludzie, którzy przychodzili na nasze spotkania, byli otwarci i rozumieli, że generalnie chodzi nam o równość, ale istnieją przeszkody w realizacji tej zasady w postaci małżeństw. Ja opowiadam się za takim rozwiązaniem, które będzie najłatwiej wprowadzić. Doświadczenie innych krajów pokazuje, że po legalizacji związków jednopłciowych w jakiejkolwiek formie akceptacja dla osób homo- i biseksualnych gwałtownie wzrasta, a poziom homofobii spada.
Podczas dyskusji najpierw zadawałem pytanie: „Jaki model związków najbardziej się wam podoba?”. A potem zamieniałem je na: „O jaki model w obecnych realiach politycznych powinniśmy walczyć?”. Wtedy ludzie przestawiali swoje myślenie z życzeniowego na pragmatyczne: kalkulowali, na co właściwie mamy szansę z prawicą u steru rządów, z dość słabą lewicą, gdzie jest tu pole manewru. Przypominali sobie o Kościele katolickim, który z pewnością byłby przeciw. Zaczynali się zastanawiać, co można zrobić, by rzeczywiście zacząć realizować nasze postulaty.
Czyli ostatecznie przeważał pragmatyzm?
Tak, ludzie myślą pragmatycznie. Z drugiej strony mają przekonanie, że idealne rozwiązanie wcale nie polega na tym, że geje i lesbijki dostosują się do heteroseksualnej większości i wejdą w instytucje dokładnie na takich samych zasadach. Chodzi raczej o opracowanie takiej formuły, która jest na miarę naszych potrzeb. Wydaje mi się, że PACS wychodzi naprzeciw tym potrzebom, nie tylko osób homo- czy biseksualnych. W PACS-ie nikt cię nie pyta, jakiej jesteś orientacji seksualnej. To są po prostu związki dwóch osób, które chcą ze sobą żyć, ale jak żyją, to już ich sprawa. Jeśli uprawiają seks, to fajnie, jeśli nie, to też w porządku. PACS to pakiet praw i obowiązków, których nie musisz bezkrytycznie przyjmować, możesz je sobie dowolnie wybrać. Właśnie tą elastycznością PACS różni się od pozostałych form legalnych związków jednopłciowych. Zaraz za PACS-em ludzie chętnie opowiadali się za związkami partnerskimi. Myślę, że działa tutaj magia nazwy, na zasadzie hasła, skojarzenia. Za małżeństwami była mniejszość.
Czy we wszystkich miastach rozkład poparcia był podobny?
Zdarzało się, że w jednym mieście PACS wygrywał, a związki były na drugim miejscu, w innym z kolei związki wygrywały z PACS-ami, ale małżeństwo nigdy nie było na pierwszym miejscu. Przy czym nie interpretowałbym tego w ten sposób, że ludzie są przeciwko małżeństwom homoseksualnym – nie, ludzie są za, tylko po prostu uczestnicy tych spotkań dostawali od nas jasny przekaz: po pierwsze, trzeba zmienić konstytucję, żeby wprowadzić małżeństwa, a po drugie, w obecnej sytuacji politycznej nie mamy z kim o tym rozmawiać. Musielibyśmy skończyć na debatach. Natomiast w przypadku związków czy PACS-u, bądź jakiegoś ich połączenia, jest z kim rozmawiać – klub Lewicy wyraził swoje poparcie dla wprowadzenia takiego rozwiązania i wolę pracy z nami nad projektem. Mamy jakieś polityczne światełko w tunelu. W przypadku małżeństw istnieje blokada.
Jaki obraz środowiska LGBT w Polsce wyłania się z waszych spotkań? Niektóre opowieści trochę smucą: mówią o braku zainteresowania, niewiedzy, nierealnych oczekiwaniach…
Wszystko to prawda, tylko nie chcę, żeby to zabrzmiało tak, że geje i lesbijki są w jakikolwiek sposób gorsi od reszty społeczeństwa. Uczestnicy naszych spotkań reprezentowali taki poziom zaangażowania i wiedzy na temat własnych praw jak reszta, a właściwie wyższy, bo przecież przyszli i wzięli czynny udział w dyskusji. W Gdańsku pojawiło się około sześćdziesięciu osób, z drugiej strony w Rzeszowie czy Olsztynie – kilkanaście. To niewiele, ale można też zrobić inne porównanie: w Rzeszowie nasze spotkanie było chyba pierwszą debatą o LGBT.
A można powiedzieć, że frekwencja była częściowo wynikiem wcześniejszej działalności organizacji LGBT w danym mieście albo jej braku?
Tak, frekwencja również z tego wynikała. Kolejna kwestią było odpowiednie nagłośnienie spotkania, co zależało głównie od lokalnych działaczy. Wchodząc zaś na inny poziom: kluczem do sprawy jest oczywiście coming out. Jeśli w Gdańsku już od kilku lat działa oddział KPH, to mamy do czynienia z wyoutowanymi lesbijkami i gejami, osobami mającymi doświadczenie w organizacji różnych eventów. Taka debata to kolejne z rzędu wydarzenie, jakie organizują. Jeśli natomiast – tak jak w Rzeszowie – była to pierwsza dyskusja, to ludzie musieli najpierw zmierzyć się z publicznym coming outem, choćby w stosunku do jakiegoś lokalnego dziennikarza. To nie jest łatwe.
A jak oceniasz wiedzę uczestników tych spotkań?
Nie jest specjalnie wielka, ale mnie to nie dziwi. Ludzie nie mają dobrych źródeł informacji. Obserwuję doniesienia medialne: z reguły jest tak, że pojawia się notka prasowa albo informacja w telewizji, że np. w Austrii zalegalizowano związki partnerskie, czyli związki gejów i lesbijek, które istnieją również m.in. we Francji, Niemczech, Anglii. To sprawia, że ludzie ciągle mają poczucie, że regulacje prawne dotyczące związków jednopłciowych funkcjonują tylko w kilku krajach. I potem widzę zdziwienie na twarzach, kiedy mówię, że Polska jako kraj bez takich regulacji jest w UE w mniejszości. Jesteśmy obecnie białą plamą na mapie, wśród krajów tzw. starej Unii, oprócz Włoch, Grecji i Irlandii, która w tym roku zalegalizuje związki partnerskie, te sprawy są już załatwione.
tutaj: druga część rozmowy z Mariuszem Kurcem,
26.04.2010
Pierwsza część rozmowy z Mariuszem Kurcem, członkiem Grupy Inicjatywnej ds. Związków Partnerskich, tuż po zakończeniu serii otwartych debat „O jaki prawny model związków jednopłciowych powinniśmy dziś walczyć w Polsce?”.
Agata Szczerbiak: Skąd się wziął pomysł powołania Grupy Inicjatywnej?
Mariusz Kurc: Mieliśmy poczucie, że nic się w sprawie związków partnerskich w Polsce nie dzieje. Od powstania projektu prof. Marii Szyszkowskiej w 2003 r., który przeszedł szczęśliwie przez Senat, ale potem został zablokowany przez marszałka Cimoszewicza, przez cztery lata, poza jakimiś drobnymi działaniami, sytuacja właściwie nie ulegała zmianie. Jednocześnie pojawiały się coraz to nowe informacje ze świata o tym, że kolejne kraje legalizują związki partnerskie. Sytuacja polityczna zniechęcała do działania. Najpierw dwa lata rządów PiS-u, potem Platforma, niby lepsza, a tak naprawdę wcale nie. I w 2009 r. na warszawskiej Paradzie Równości zupełnie ad hoc skrzyknęła się grupka osób, które niosły transparent: „Żądamy ustawy o związkach partnerskich”. Choć była to inicjatywa wymyślona zaledwie na kilka dni przez paradą, to stała się jej znakiem firmowym. Jakiś czas później doszliśmy w KPH do wniosku, że trzeba zacząć wreszcie aktywnie działać, bo legalizacja związków jest dla nas najważniejszą sprawą, kluczowym postulatem, a niewiele się wokół niego dzieje.
W jaki sposób ustalił się skład grupy – ty, Yga Kostrzewa, Tomek Szypuła i Krystian Legierski?
Pierwsze, co nam przyszło do głowy w czerwcu 2009 r., tuż po paradzie, to rozmowa z drugą warszawską organizacją działającą na rzecz LGBT, czyli Lambdą i Ygą Kostrzewą. Krystian też był zainteresowany, żeby coś się wreszcie zaczęło dziać w tej sprawie. Poza tym uczestniczył w pracach nad pierwszym projektem, więc był naturalnym kandydatem. No i znaliśmy się wszyscy wcześniej. Na początku była straszna blokada, nie wiedzieliśmy, od czego zacząć. Bo samo napisanie ustawy dla prawnika znającego się na rzeczy, a Krystian jest nim, nie stanowi wielkiego wysiłku i nie trwa miesiącami. Problemem było zdobycie poparcia i pomyśleliśmy, że zanim zaczniemy działać politycznie, musimy zobaczyć, jaka jest atmosfera w tzw. środowisku. Wielu gejów i lesbijek ukrywa swoją seksualność, nie chce się wypowiadać publicznie. Chcieliśmy się też dowiedzieć, co myślą o takiej ustawie ludzie bez względu na orientację. Stąd pomysł zorganizowania serii debat w największych miastach Polski. Chodziło o to, żeby zobaczyć, kto na te debaty przyjdzie, jakie będzie zainteresowanie, co nam powiedzą uczestnicy. Pomysł wszedł w życie i objechaliśmy w sumie czternaście miast.
Jakie są modele legalnych związków homoseksualnych?
To mogą być małżeństwa homoseksualne, które funkcjonują obecnie w ośmiu krajach na świecie, związki partnerskie, takie jak np. w Niemczech, PACS – unikalne francuskie rozwiązanie, albo konkubinaty, które istnieją w różnej formie, np. państwo uznaje je, jeżeli się udowodni, że prowadziło się z osobą tej samej płci tzw. pożycie. Natomiast w Polsce zakłada się, że związki nieformalne tworzą tylko osoby różnej płci, konkubinaty jednopłciowe praktycznie nie są rozpoznawane przez prawo. Jest nawet orzeczenie Sądu Najwyższego stwierdzające, że pary tej samej płci łączą się wyłącznie w celu przyjemności. Nawet byłoby to zabawne – czyżby osoby różnej płci łączyły się dla wyższych, mniej przyjemnych celów? – gdyby nie miało przykrych konsekwencji.
Jak wyglądały organizowane przez was spotkania?
Naszym celem było z jednej strony przekazanie wiedzy na temat związków jednopłciowych, a z drugiej poznanie opinii ludzi, ich stanowiska w tej sprawie. Przedstawialiśmy te cztery wspomniane modele, które funkcjonują na świecie, i na tym opieraliśmy dyskusję z uczestnikami. Mam wrażenie, że nierzadko przebiegałaby ona inaczej, gdybyśmy zaczynali ją bez prezentacji. Wnioski były często takie, że to małżeństwo jest jedyną formą, której wprowadzenie zapewniłoby prawdziwą równość w traktowaniu par hetero- i homoseksualnych. Jeśli więc o nią walczymy, to bezdyskusyjnie tylko małżeństwa ją zapewnią. Wtedy dopiero, tak jak to widać w Hiszpanii, znika podział, różnica i nie ma dyskryminacji par tej samej płci.
Wiele osób jednak, łącznie ze mną, przekonywało, że to nie jest takie fantastyczne rozwiązanie. Zapewnia równość, ale czy ja bym chciał zawrzeć małżeństwo? Hmmm… Małżeństwo to pakiet praw i obowiązków, który się dostaje wraz z powiedzeniem „tak” i nie można z nim dyskutować. Poza tym ewentualny rozwód, o którym decyduje nie jeden czy drugi małżonek, lecz sąd – straszne. Uważam, że potrzeba nam nowych form, ponieważ instytucja małżeństwa jest przestarzała. Chociaż zgadzam się, że realizuje ona ideę równości.
Druga trudność z małżeństwami jest praktyczna: konstytucjonaliści twierdzą jednoznacznie, że z zapisu mówiącego, iż „małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny znajduje się pod szczególną ochroną”, wynika, że projekt ustawy o małżeństwach par jednopłciowych nie miałby szans na uchwalenie. A jeśli nawet, to padłby w Trybunale Konstytucyjnym. Jedynym wyjściem jest zmiana konstytucji. Droga do realizacji tego postulatu byłaby więc dużo trudniejsza.
Jakie więc podejście dominuje w środowisku: pragmatyczne poparcie dla związków partnerskich czy raczej małżeństw, jako pełnej realizacji zasady równości osób nieheteroseksualnych z heteroseksualnymi?
Robiliśmy sondaże podczas spotkań i wyszło nam, że najwięcej osób jest jednak za PACS-em.
Jak myślisz – dlaczego?
Może po prostu dlatego, że mieliśmy dużą siłę przekonywania. Krystian uwielbia PACS i jemu ten model odpowiada, a potrafi dobrze uargumentować swoje opinie. Być może też dlatego, że ludzie, którzy przychodzili na nasze spotkania, byli otwarci i rozumieli, że generalnie chodzi nam o równość, ale istnieją przeszkody w realizacji tej zasady w postaci małżeństw. Ja opowiadam się za takim rozwiązaniem, które będzie najłatwiej wprowadzić. Doświadczenie innych krajów pokazuje, że po legalizacji związków jednopłciowych w jakiejkolwiek formie akceptacja dla osób homo- i biseksualnych gwałtownie wzrasta, a poziom homofobii spada.
Podczas dyskusji najpierw zadawałem pytanie: „Jaki model związków najbardziej się wam podoba?”. A potem zamieniałem je na: „O jaki model w obecnych realiach politycznych powinniśmy walczyć?”. Wtedy ludzie przestawiali swoje myślenie z życzeniowego na pragmatyczne: kalkulowali, na co właściwie mamy szansę z prawicą u steru rządów, z dość słabą lewicą, gdzie jest tu pole manewru. Przypominali sobie o Kościele katolickim, który z pewnością byłby przeciw. Zaczynali się zastanawiać, co można zrobić, by rzeczywiście zacząć realizować nasze postulaty.
Czyli ostatecznie przeważał pragmatyzm?
Tak, ludzie myślą pragmatycznie. Z drugiej strony mają przekonanie, że idealne rozwiązanie wcale nie polega na tym, że geje i lesbijki dostosują się do heteroseksualnej większości i wejdą w instytucje dokładnie na takich samych zasadach. Chodzi raczej o opracowanie takiej formuły, która jest na miarę naszych potrzeb. Wydaje mi się, że PACS wychodzi naprzeciw tym potrzebom, nie tylko osób homo- czy biseksualnych. W PACS-ie nikt cię nie pyta, jakiej jesteś orientacji seksualnej. To są po prostu związki dwóch osób, które chcą ze sobą żyć, ale jak żyją, to już ich sprawa. Jeśli uprawiają seks, to fajnie, jeśli nie, to też w porządku. PACS to pakiet praw i obowiązków, których nie musisz bezkrytycznie przyjmować, możesz je sobie dowolnie wybrać. Właśnie tą elastycznością PACS różni się od pozostałych form legalnych związków jednopłciowych. Zaraz za PACS-em ludzie chętnie opowiadali się za związkami partnerskimi. Myślę, że działa tutaj magia nazwy, na zasadzie hasła, skojarzenia. Za małżeństwami była mniejszość.
Czy we wszystkich miastach rozkład poparcia był podobny?
Zdarzało się, że w jednym mieście PACS wygrywał, a związki były na drugim miejscu, w innym z kolei związki wygrywały z PACS-ami, ale małżeństwo nigdy nie było na pierwszym miejscu. Przy czym nie interpretowałbym tego w ten sposób, że ludzie są przeciwko małżeństwom homoseksualnym – nie, ludzie są za, tylko po prostu uczestnicy tych spotkań dostawali od nas jasny przekaz: po pierwsze, trzeba zmienić konstytucję, żeby wprowadzić małżeństwa, a po drugie, w obecnej sytuacji politycznej nie mamy z kim o tym rozmawiać. Musielibyśmy skończyć na debatach. Natomiast w przypadku związków czy PACS-u, bądź jakiegoś ich połączenia, jest z kim rozmawiać – klub Lewicy wyraził swoje poparcie dla wprowadzenia takiego rozwiązania i wolę pracy z nami nad projektem. Mamy jakieś polityczne światełko w tunelu. W przypadku małżeństw istnieje blokada.
Jaki obraz środowiska LGBT w Polsce wyłania się z waszych spotkań? Niektóre opowieści trochę smucą: mówią o braku zainteresowania, niewiedzy, nierealnych oczekiwaniach…
Wszystko to prawda, tylko nie chcę, żeby to zabrzmiało tak, że geje i lesbijki są w jakikolwiek sposób gorsi od reszty społeczeństwa. Uczestnicy naszych spotkań reprezentowali taki poziom zaangażowania i wiedzy na temat własnych praw jak reszta, a właściwie wyższy, bo przecież przyszli i wzięli czynny udział w dyskusji. W Gdańsku pojawiło się około sześćdziesięciu osób, z drugiej strony w Rzeszowie czy Olsztynie – kilkanaście. To niewiele, ale można też zrobić inne porównanie: w Rzeszowie nasze spotkanie było chyba pierwszą debatą o LGBT.
A można powiedzieć, że frekwencja była częściowo wynikiem wcześniejszej działalności organizacji LGBT w danym mieście albo jej braku?
Tak, frekwencja również z tego wynikała. Kolejna kwestią było odpowiednie nagłośnienie spotkania, co zależało głównie od lokalnych działaczy. Wchodząc zaś na inny poziom: kluczem do sprawy jest oczywiście coming out. Jeśli w Gdańsku już od kilku lat działa oddział KPH, to mamy do czynienia z wyoutowanymi lesbijkami i gejami, osobami mającymi doświadczenie w organizacji różnych eventów. Taka debata to kolejne z rzędu wydarzenie, jakie organizują. Jeśli natomiast – tak jak w Rzeszowie – była to pierwsza dyskusja, to ludzie musieli najpierw zmierzyć się z publicznym coming outem, choćby w stosunku do jakiegoś lokalnego dziennikarza. To nie jest łatwe.
A jak oceniasz wiedzę uczestników tych spotkań?
Nie jest specjalnie wielka, ale mnie to nie dziwi. Ludzie nie mają dobrych źródeł informacji. Obserwuję doniesienia medialne: z reguły jest tak, że pojawia się notka prasowa albo informacja w telewizji, że np. w Austrii zalegalizowano związki partnerskie, czyli związki gejów i lesbijek, które istnieją również m.in. we Francji, Niemczech, Anglii. To sprawia, że ludzie ciągle mają poczucie, że regulacje prawne dotyczące związków jednopłciowych funkcjonują tylko w kilku krajach. I potem widzę zdziwienie na twarzach, kiedy mówię, że Polska jako kraj bez takich regulacji jest w UE w mniejszości. Jesteśmy obecnie białą plamą na mapie, wśród krajów tzw. starej Unii, oprócz Włoch, Grecji i Irlandii, która w tym roku zalegalizuje związki partnerskie, te sprawy są już załatwione.
tutaj: druga część rozmowy z Mariuszem Kurcem,
30 kwietnia, 2010
podpatrzone w internecie
dyskurs publiczny 2010:
Figurski i Wojewódzki śpiewają o Lechu Kaczyńskim
Pospiszalski w "Warto rozmawiac"
Figurski i Wojewódzki śpiewają o Lechu Kaczyńskim
Pospiszalski w "Warto rozmawiac"
13 kwietnia, 2010
hipokryzja
(od gr. ὑπόκρισις hypokrisis, udawanie)
– fałszywość, dwulicowość, obłuda. Zachowanie lub sposób myślenia i działania charakteryzujący się niespójnością stosowanych zasad moralnych. Udawanie serdeczności, szlachetności, religijności, zazwyczaj po to, by wprowadzić kogoś w błąd co do swych rzeczywistych intencji i wyciągnąć z tego jakieś korzyści.
Hipokryzja może się przejawiać na kilka sposobów:
* oficjalne głoszenie przestrzegania określonych zasad moralnych i jednoczesne ich "ciche" łamanie, gdy nikt ważny tego nie widzi (np. głoszenie przez polityka, że walczy z korupcją i jednoczesne branie przez tego polityka po cichu łapówek),
* stosowanie różnych, sprzecznych wzajemnie zasad moralnych przy różnych sytuacjach (np. wymaganie od dzieci, żeby nie piły alkoholu i jednoczesne upijanie się samemu),
* wymyślanie rozmaitych teorii, które w pokrętny sposób tłumaczą stosowanie różnych norm moralnych przy różnych sytuacjach (np. głoszenie, że zabijanie dzieci wroga w czasie wojny jest dobre dlatego, że wróg ten popełnił wcześniej zbrodnię mordując nasze dzieci),
* tworzenie obszarów tabu, czyli spraw, o których się nigdy nie rozmawia publicznie; zazwyczaj są to sprawy, które w świadomości wielu ludzi są niemoralne, ale są lub były jednocześnie masowo praktykowane.
Hipokryzja jest stałą cechą ludzkich społeczeństw. Wynika ona z jednej strony z konfliktu między indywidualnym interesem poszczególnych osób i normami moralnymi panującymi w danym społeczeństwie, a z drugiej strony z konfliktu między normami obyczajowymi i moralnymi.
(źródło: wikipedia; inspired by Mazi)
– fałszywość, dwulicowość, obłuda. Zachowanie lub sposób myślenia i działania charakteryzujący się niespójnością stosowanych zasad moralnych. Udawanie serdeczności, szlachetności, religijności, zazwyczaj po to, by wprowadzić kogoś w błąd co do swych rzeczywistych intencji i wyciągnąć z tego jakieś korzyści.
Hipokryzja może się przejawiać na kilka sposobów:
* oficjalne głoszenie przestrzegania określonych zasad moralnych i jednoczesne ich "ciche" łamanie, gdy nikt ważny tego nie widzi (np. głoszenie przez polityka, że walczy z korupcją i jednoczesne branie przez tego polityka po cichu łapówek),
* stosowanie różnych, sprzecznych wzajemnie zasad moralnych przy różnych sytuacjach (np. wymaganie od dzieci, żeby nie piły alkoholu i jednoczesne upijanie się samemu),
* wymyślanie rozmaitych teorii, które w pokrętny sposób tłumaczą stosowanie różnych norm moralnych przy różnych sytuacjach (np. głoszenie, że zabijanie dzieci wroga w czasie wojny jest dobre dlatego, że wróg ten popełnił wcześniej zbrodnię mordując nasze dzieci),
* tworzenie obszarów tabu, czyli spraw, o których się nigdy nie rozmawia publicznie; zazwyczaj są to sprawy, które w świadomości wielu ludzi są niemoralne, ale są lub były jednocześnie masowo praktykowane.
Hipokryzja jest stałą cechą ludzkich społeczeństw. Wynika ona z jednej strony z konfliktu między indywidualnym interesem poszczególnych osób i normami moralnymi panującymi w danym społeczeństwie, a z drugiej strony z konfliktu między normami obyczajowymi i moralnymi.
(źródło: wikipedia; inspired by Mazi)
26 marca, 2010
Godzina dla Ziemi
Już po raz trzeci podczas organizowanej przez WWF akcji miliony ludzi na całym globie 27 marca o godz. 20.30 na jedną godzinę zgaszą światło, aby symbolicznie przeciwstawić się największemu zagrożeniu dla naszej planety i apelować o konkretne działania na rzecz ochrony klimatu.
W akcję włączają się osoby prywatne, firmy, a także władze miast, które wygaszają iluminacje spektakularnych budynków i obiektów.
W akcję włączają się osoby prywatne, firmy, a także władze miast, które wygaszają iluminacje spektakularnych budynków i obiektów.
14 marca, 2010
Sodermalm w Sztokholmie
Jesteśmy tuż po lekturze trylogii Millenium, wiec z okazji jednego dnia wolnego w Sztokholmie postanowilismy w pierwszej kolejnosci zrobic sobie wycieczke "szlakiem Mikeala Blomkvista i Lisbeth Salander" (dla niewtajemniczonych, to sa główni bohaterowie kryminału Larssona, który bardzo polecam ;).
Sztokholm zrobił z tego niezła atrakcje turystyczną: sa mapy Millenium, wycieczki w kilku językach po "mieście Stiega Larssona", w sieci jest mnóstwo info...

To Fiskargatan 9 - miejsce, gdzie Salander kupiła sobie 350m mieszkanie z 21 pokojami - korzystała tylko z 3 z nich (zródło: www).
Mieszkamy na łodzi tuż przy brzegu Sodermalm - to wyspa/dzielnica w której dzieje się część kryminalnej fabuły. Ciekawie jest tak chodzić ścieżkami bohaterów książki od której nie mogłam sie oderwać w ostatnim czasie. Gdyby tylko nie było tu tak przeraźliwie zimno...
Nasze zdjęcia wrzuce po powrocie.
Sztokholm zrobił z tego niezła atrakcje turystyczną: sa mapy Millenium, wycieczki w kilku językach po "mieście Stiega Larssona", w sieci jest mnóstwo info...

To Fiskargatan 9 - miejsce, gdzie Salander kupiła sobie 350m mieszkanie z 21 pokojami - korzystała tylko z 3 z nich (zródło: www).
Mieszkamy na łodzi tuż przy brzegu Sodermalm - to wyspa/dzielnica w której dzieje się część kryminalnej fabuły. Ciekawie jest tak chodzić ścieżkami bohaterów książki od której nie mogłam sie oderwać w ostatnim czasie. Gdyby tylko nie było tu tak przeraźliwie zimno...
Nasze zdjęcia wrzuce po powrocie.
23 lutego, 2010
22 lutego, 2010
dziś urodziny Chopina?
w Warszawie w związku z tym dziwna/ciekawa akcja społeczna:

Koncert Chopinowski bedzie trwał przez najbliższy tydzień, bo nie wiadomo, czy to dziś 200 lecie urodzin czy 1 marca?
więcej na stronie www.najdluzszeurodziny.pl
POwstał też film o młodym Chopinie: "Chopin był warszawiakiem, choć nieczęsto się o tym pamięta. Tu spędził pierwsze 20 lat życia, tu pobierał nauki, grał pierwsze koncerty, to miasto ukształtowało go jako artystę" - powiedziała prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz podczas piątkowej premiery filmu "Warszawa Chopina". (PAP)

Koncert Chopinowski bedzie trwał przez najbliższy tydzień, bo nie wiadomo, czy to dziś 200 lecie urodzin czy 1 marca?
więcej na stronie www.najdluzszeurodziny.pl
POwstał też film o młodym Chopinie: "Chopin był warszawiakiem, choć nieczęsto się o tym pamięta. Tu spędził pierwsze 20 lat życia, tu pobierał nauki, grał pierwsze koncerty, to miasto ukształtowało go jako artystę" - powiedziała prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz podczas piątkowej premiery filmu "Warszawa Chopina". (PAP)
21 lutego, 2010
profesjonalny menedzer w ngo
wczoraj rozpoczeslismy realizacje nowego projektu CC i Inicjatyw - to m.in dzialania edukacyjne dla liderow ngo
wczoraj tez ruszyla platforma internetowa i kazdy z uczestnikow projektu moze sie juz pochwalic swoimi osiagnieciami; oto jedna z ciekawych inicjatyw:
wczoraj tez ruszyla platforma internetowa i kazdy z uczestnikow projektu moze sie juz pochwalic swoimi osiagnieciami; oto jedna z ciekawych inicjatyw:
10 lutego, 2010
Równość płci w podręcznikach szkolnych
polecam tekst z Wysokich Obcasów - znowu o nierówności... śmieszne stereotypy i smutne zarazem
08 lutego, 2010
raport w sprawie równouprawnienia
Komisja Europejska opublikowała raport, który opisuje różnice w traktowaniu kobiet i mężczyzn na rynku pracy. Niby raport nie mówi nic, o czym nie wiedzieliśmy wcześniej, ale jednak jego lektura jest przygnębiająca. W dwudziestym pierwszym wieku człowiek spodziewa się, że kobiety powinny być traktowane lepiej, w końcu żyjemy w czasach postępu i oświecenia.
Niestety, jak wskazują badania, w dalszym ciągu brak jest równouprawnienia kobiet i mężczyzn, a jest to szczególnie widoczne na rynku pracy. W raporcie opublikowano wyniki badań, na podstawie których widać, że rok 2008 był ostatnim, w którym ciągle wzrastała stopa zatrudnienia kobiet. Osiągnęła ona niemal poziom 60 %, co stanowiło całkiem niezły wynik. Ta pozytywna tendencja została jednak przerwana przez kryzys gospodarczy w roku 2009. Poziom zatrudnienia kobiet nie tylko przestał wzrastać, ale zaczął spadać. Doświadczenia poprzednich kryzysów gospodarczych uczą, że zwykle po powrocie prosperity najpierw pracę znajdują mężczyźni, dopiero potem kobiety. Poza tym kobiety znacznie częściej (31,1%) niż mężczyźni (7,9%) zatrudniane są w niepełnym wymiarze czasu pracy, pomimo że chętnie pracowałyby na cały etat. Często kobiety pracujące na część etatu nie są zarejestrowane jako bezrobotne(bo przecież pracują), nie ma ich więc statystykach bezrobocia, ale ich sytuacja, zwłaszcza finansowa jest znacznie gorsza. Również płace kobiet są zaniżane w stosunku do płac mężczyzn pracujących na tych samych stanowiskach i takim samym wymiarze czasu. Wg danych, na terenie Unii Europejskiej w 2007 r. różnica ta wynosiła średnio 17,6% na korzyść mężczyzn. Mniejsze pensje przekładają się nie tylko na gorsze warunki życia w trakcie bycia osobą aktywną zawodowo, ale także powodują, że większy odsetek kobiet jest skazany na ubóstwo także na emeryturze. Niższe emerytury kobiet z kolei są wynikiem nie tylko niższego wynagrodzenia, ale także sytuacji, gdzie zwyczajowo to właśnie kobiety są zmuszane do ponoszenia większości kosztów związanych z rodzicielstwem i posiadaniem dzieci. W sytuacji, gdy infrastruktura pozwalająca kobietom wrócić szybciej do pracy jest rozwinięta zbyt słabo w stosunku do potrzeb, nie dziwi zbyt mały przyrost naturalny. Dyrektywy Unii są takie, aby zapewnić dostęp do przedszkoli dla 90% dzieci w wieku 3 lat i co najmniej 33% dzieci poniżej tego wieku. Ciągle jednak pozostaje problem, co zrobić z resztą dzieci. Statystyczna kobieta, pomimo lepszego wykształcenia (59% absolwentów szkół wyższych to kobiety), zarabia prawie 1/5 mniej niż jej kolega. Jeśli zechciałaby urodzić trójkę dzieci i pozostać z nimi w domu do ukończenia przez nie trzeciego roku życia, to straciłaby w sumie 9 lat pracy. A przecież nie każda kobieta zarabia tyle, że może pozwolić sobie na opiekunkę do dzieci. W wynikach badań rzuca się w oczy wyraźna różnica w zatrudnieniu kobiet posiadających dzieci i bezdzietnych. Stopa zatrudnienia tych pierwszych jest aż o 11,5 punktu procentowego niższa. Odwrotna sytuacja jest jeśli chodzi o mężczyzn. Ci z dziećmi pracują więcej( o 6,8punktów procentowych). Oprócz wychowywania dzieci, na kobiety spada także obowiązek opieki nad innymi dorosłymi osobami, na przykład rodzicami, co w naszym starzejącym się wciąż społeczeństwie powoli przybiera coraz większe rozmiary. Według danych z roku 2005, opieką nad dorosłymi osobami było obciążonych 20 milionów Europejczyków, z czego prawie 2/3 to kobiety. Wszystkie te sytuacje mają znaczny wpływ na decyzje kobiet dotyczące posiadania dzieci lub ich liczby. To z kolei ujemnie odbija się na wzroście gospodarczym oraz powoduje starzenie się społeczeństw. Trudno w tej chwili podać dokładne skutki, jakie przyniesie ujemny przyrost naturalny. Na pewno odbije się to niekorzystnie na wszystkich systemach emerytalnych, które były przystosowane do innych realiów. Aby były one w miarę wydolne, będziemy musieli pracować znacznie dłużej i zadowolić się niższą emeryturą. Jeżeli dołożymy do tego postępy w dziedzinie medycyny, która ciągle zmierza w kierunku maksymalnego przedłużenia naszego życia, przyszłość zaczyna rysować się dość nieciekawie. Nadchodzi czas poważnej debaty nad tym, co zrobić, żeby do tego nie dopuścić.
cyt za: http://pracawita.pl/kalkulator-plac.html
Niestety, jak wskazują badania, w dalszym ciągu brak jest równouprawnienia kobiet i mężczyzn, a jest to szczególnie widoczne na rynku pracy. W raporcie opublikowano wyniki badań, na podstawie których widać, że rok 2008 był ostatnim, w którym ciągle wzrastała stopa zatrudnienia kobiet. Osiągnęła ona niemal poziom 60 %, co stanowiło całkiem niezły wynik. Ta pozytywna tendencja została jednak przerwana przez kryzys gospodarczy w roku 2009. Poziom zatrudnienia kobiet nie tylko przestał wzrastać, ale zaczął spadać. Doświadczenia poprzednich kryzysów gospodarczych uczą, że zwykle po powrocie prosperity najpierw pracę znajdują mężczyźni, dopiero potem kobiety. Poza tym kobiety znacznie częściej (31,1%) niż mężczyźni (7,9%) zatrudniane są w niepełnym wymiarze czasu pracy, pomimo że chętnie pracowałyby na cały etat. Często kobiety pracujące na część etatu nie są zarejestrowane jako bezrobotne(bo przecież pracują), nie ma ich więc statystykach bezrobocia, ale ich sytuacja, zwłaszcza finansowa jest znacznie gorsza. Również płace kobiet są zaniżane w stosunku do płac mężczyzn pracujących na tych samych stanowiskach i takim samym wymiarze czasu. Wg danych, na terenie Unii Europejskiej w 2007 r. różnica ta wynosiła średnio 17,6% na korzyść mężczyzn. Mniejsze pensje przekładają się nie tylko na gorsze warunki życia w trakcie bycia osobą aktywną zawodowo, ale także powodują, że większy odsetek kobiet jest skazany na ubóstwo także na emeryturze. Niższe emerytury kobiet z kolei są wynikiem nie tylko niższego wynagrodzenia, ale także sytuacji, gdzie zwyczajowo to właśnie kobiety są zmuszane do ponoszenia większości kosztów związanych z rodzicielstwem i posiadaniem dzieci. W sytuacji, gdy infrastruktura pozwalająca kobietom wrócić szybciej do pracy jest rozwinięta zbyt słabo w stosunku do potrzeb, nie dziwi zbyt mały przyrost naturalny. Dyrektywy Unii są takie, aby zapewnić dostęp do przedszkoli dla 90% dzieci w wieku 3 lat i co najmniej 33% dzieci poniżej tego wieku. Ciągle jednak pozostaje problem, co zrobić z resztą dzieci. Statystyczna kobieta, pomimo lepszego wykształcenia (59% absolwentów szkół wyższych to kobiety), zarabia prawie 1/5 mniej niż jej kolega. Jeśli zechciałaby urodzić trójkę dzieci i pozostać z nimi w domu do ukończenia przez nie trzeciego roku życia, to straciłaby w sumie 9 lat pracy. A przecież nie każda kobieta zarabia tyle, że może pozwolić sobie na opiekunkę do dzieci. W wynikach badań rzuca się w oczy wyraźna różnica w zatrudnieniu kobiet posiadających dzieci i bezdzietnych. Stopa zatrudnienia tych pierwszych jest aż o 11,5 punktu procentowego niższa. Odwrotna sytuacja jest jeśli chodzi o mężczyzn. Ci z dziećmi pracują więcej( o 6,8punktów procentowych). Oprócz wychowywania dzieci, na kobiety spada także obowiązek opieki nad innymi dorosłymi osobami, na przykład rodzicami, co w naszym starzejącym się wciąż społeczeństwie powoli przybiera coraz większe rozmiary. Według danych z roku 2005, opieką nad dorosłymi osobami było obciążonych 20 milionów Europejczyków, z czego prawie 2/3 to kobiety. Wszystkie te sytuacje mają znaczny wpływ na decyzje kobiet dotyczące posiadania dzieci lub ich liczby. To z kolei ujemnie odbija się na wzroście gospodarczym oraz powoduje starzenie się społeczeństw. Trudno w tej chwili podać dokładne skutki, jakie przyniesie ujemny przyrost naturalny. Na pewno odbije się to niekorzystnie na wszystkich systemach emerytalnych, które były przystosowane do innych realiów. Aby były one w miarę wydolne, będziemy musieli pracować znacznie dłużej i zadowolić się niższą emeryturą. Jeżeli dołożymy do tego postępy w dziedzinie medycyny, która ciągle zmierza w kierunku maksymalnego przedłużenia naszego życia, przyszłość zaczyna rysować się dość nieciekawie. Nadchodzi czas poważnej debaty nad tym, co zrobić, żeby do tego nie dopuścić.
cyt za: http://pracawita.pl/kalkulator-plac.html
03 stycznia, 2010
24 grudnia, 2009
21 grudnia, 2009
podpisy pod projektem ustawy
UDAŁO SIE!!!!
jest już 100 tysięcy podpisów; we wtorek deadline, wiec warto zbierać dalej - jak najwięcej...
Potem "tę sprawę" pozostawimy politykom (tak, mężczyznom w sejmie:) i niewielu polityczkom - zobaczymy, co z tym zrobią. MOgą nawet nie wziąć pod głosowanie...
A tymczasem jeszcze kolejne argumenty, rozmowy... - Kinga Dunin i Magdalena Środa przygotowały listę funkcjonujących mitów na temat parytetów. Podają także wyjaśnienia/argmumety/odpowiedzi i obalają mity na ten temat.
jest już 100 tysięcy podpisów; we wtorek deadline, wiec warto zbierać dalej - jak najwięcej...
Potem "tę sprawę" pozostawimy politykom (tak, mężczyznom w sejmie:) i niewielu polityczkom - zobaczymy, co z tym zrobią. MOgą nawet nie wziąć pod głosowanie...
A tymczasem jeszcze kolejne argumenty, rozmowy... - Kinga Dunin i Magdalena Środa przygotowały listę funkcjonujących mitów na temat parytetów. Podają także wyjaśnienia/argmumety/odpowiedzi i obalają mity na ten temat.
18 grudnia, 2009
idą święta
Uwaga! Męczenie karpia to przestępstwo

Akcja Klubu Gaja "Jeszcze żywy karp"
Ty też możesz pomóc karpiom!
Włącz się w społeczną kampanię Klubu Gaja na rzecz humanitarnego traktowania karpi!
Co roku konsumujemy ok. 20 tysięcy ton karpia.
Przeświąteczna sprzedaż żywych ryb to ogrom cierpienia!
Lud lubi karpia, karp lubi lód!
Konsumencie- kupuj ryby z lodu!

Akcja Klubu Gaja "Jeszcze żywy karp"
Ty też możesz pomóc karpiom!
Włącz się w społeczną kampanię Klubu Gaja na rzecz humanitarnego traktowania karpi!
Co roku konsumujemy ok. 20 tysięcy ton karpia.
Przeświąteczna sprzedaż żywych ryb to ogrom cierpienia!
Lud lubi karpia, karp lubi lód!
Konsumencie- kupuj ryby z lodu!
08 grudnia, 2009
PARYTETY - popieram
Jacek Żakowski, Urszula Dudziak, Henryk Wujec tez popierają --> krótkie uzasadnienia
artykuł z GW nt kobiet w nauce: "Pani w PAN-ie protestuje"
i jeszcze jeden o kobietach w polityce: "Po co babom władza? Widmo parytetów krąży po Polsce!" (dzięki uprzejmości Mariusza;)
24 listopada, 2009
nowa zabawa
10 listopada, 2009
Upadek muru berlińskiego
Z okazji rocznicy polecam film przyrodniczy nt królików za wschodnią stroną pasa ochronnego Muru Berlińskiego
31 października, 2009
pożegnanie z Indiami
"-nie przejmuj się nikt nie rozumie. Chodzi o to, że mała dziewczynka, Alicja, spotyka Czerwoną Krolową, która biegnie niewiarygodnie szybko, ale donikąd nie dociera. Krolowa mówi Alicji, że w jej kraju należy biec ze wszystkich sił, żeby pozostać w tym samym miejscu.(...) To wyścig Czerwonej Krolowej i wszyscy musimy pruć jak odrzutowce, żeby stać w tym samym miejscu". (Shantaram, s. 612)


[zdjęcia z Amritsar główna droga do GoldenTemple]

[zdjęcia z Amritsar główna droga do GoldenTemple]
27 października, 2009
parytet dla kobiet
Spotykam się z krytyka (zwykle meska) dot. wprowadzenia parytetu dla kobiet. Juz czasami sama zaczynam watpic w kolejne tlumaczenia, ze:
- nie bedzie łapanki na "kobiety do polityki", tylko bedzie to oznaczalo łatwiejszy dostep do list wyborczych kobiet, ktore juz w polityce sa marginalizowane;
- kobiety maja moze w polityce mniej dowiadczenia, za to w zwiazku z tym wiecej moga chcec zmienic...;
- skoro kobiety stanowia 50% spoleczenstwa Polskiego (a moze nawet wiecej;), to dlaczego decyzje za nie ma podejmowac w parlamencie 80% mężczyzn (w Senacie 92%)?
itp...
A jak jest w Europie (ze nie wspomne o Indiach;)???
Przykładowo. W Belgii już w 1994 roku przyjęto prawo, zgodnie z którym przedstawiciele jednej płci nie mogli stanowić na listach wyborczych więcej niż ¾ ogółu kandydatów. W 1999 – nie więcej niż 2/3. W przypadku jeśli ugrupowanie nie jest w stanie wystawić odpowiedniej liczby kobiet wśród ogółu kandydatów, miejsce na liście pozostaje puste (nie może być przyznane mężczyźnie). Rozwiązanie to zostało rozszerzone w 2002 roku o zapis dotyczący sposobu rozmieszczania kandydatów na listach wyborczych. Zgodnie z nim trzy czołowe pozycje na listach wyborczych nie mogły być zajmowane przez przedstawicieli tej samej płci. Zasada ta odnosi się do wyborów parlamentarnych, regionalnych i do Parlamentu Europejskiego. Od 2004 roku w wyborach do Parlamentu Europejskiego wszystkie ugrupowania polityczne zobligowane są do wystawiania równej liczby kandydatów obu płci.
Grecja: na początku tego wieku, zgodnie z artykułem 116,2 wprowadzony został wymóg umieszczania równej liczby kobiet i mężczyzn na listach wyborczych w wyborach lokalnych i regionalnych. Listy, które nie spełnia tego wymogu nie mogą być zarejestrowane.
Słowenia również należy do licznego grona państw, które wprowadziły prawne regulacje dotyczące kwot. Na listach wyborczych do Parlamentu Europejskiego musi się znaleźć co najmniej 40% kobiet. Po wprowadzeniu tego uregulowania odsetek kobiet wybranych do PE wyniósł 42,9%.
Dania: wszystkie rady, komisje, komitety w sektorze publicznym muszą w równym stopniu składać się z kobiet i mężczyzn, przestrzeganie parytetów jest obowiązkiem ministra do spraw równości płci, który zatwierdza składy wspomnianych organów.
W Finlandii w gremiach rządowych, doradczych, municypalnych, musi być co najmniej co najmniej 40% kobiet.
W Niemczech już od 1994 roku istnieje prawo, zgodnie z którym wszystkie podmioty nominujące zobowiązane są do wysuwania kandydatów obu płci na dane stanowisko.
Ciekawym przypadkiem jest Francja, która najpierw wprowadziła w 1982 roku zapis, dotyczący tego, że na listach wyborczych nie mogło się pojawić więcej niż 75% przedstawicieli tej samej płci, potem zapis ten został zakwestionowany jako niezgodny z konstytucją, która zabrania dzielenia suwerennego narodu na przedstawicieli różnych płci. Trzeba więc było zmienić konstytucję, co stało się roku 1999. Najpierw wprowadzono zmiany do konstytucji umożliwiające wprowadzenie parytetu, oraz zapis, że partie polityczne odpowiedzialne są za zapewnienie równego dostępu kobiet i mężczyzn do funkcji wybieralnych, a w 2000 roku, w wyniku „reformy parytetowej”, zmieniono prawo wyborcze wprowadzając nakaz parytetu (50%) na listach w wyborach przeprowadzanych w oparciu o system proporcjonalny (wybory municypalne, wybory do europarlamentu) a ponadto nakaz parytetu w obrębie wszystkich kandydatów danej partii w wyborach do parlamentu, opartych na systemie większościowym. Przy czym wszędzie kandydaci muszą być umieszczanie naprzemiennie. Wprowadzono też kary finansowe dla partii, które nie przestrzegają tych zasad (odstępstwo tolerowane to zaledwie 2%), a w przypadku wyborów lokalnych, listy które nie spełniają wymogów parytetowych nie są przyjmowane przez władze wyborcze.
System kwot spowodował, że odsetek kobiet wybranych w wyborach municypalnych w 2001 roku wynosił 47,5 % (w wyborach z 1995 roku – 27,5%), bardzo duża ilość kobiet weszła do Parlamentu Europejskiego, inaczej natomiast stało się z wyborami parlamentarnymi (zaledwie 13% kobiet), ponieważ partie wolały płacić kary niż umieszczać na listach wyborczych kobiety (i to wcale nie z braku chętnych). [cyt za: kongreskobiet.pl ]
Oczywiście to nie rozwiązuje wszystkich problemów kobiet w Polsce, ale parytet może być jednym krokiem (i to nie małym kroczkiem) w kierunku poważniejszych zmian, także mentalnych, dlatego warto troche przymusic spoleczenstwo (i partie polityczne), aby oswoic nas z rownouprawnieniem w polityce. Potem juz machina sama ruszy...
Zgodnie z zasada negocjacyjna: "uzyj sily aby edukowac":) na to potrzeba czasu.
- nie bedzie łapanki na "kobiety do polityki", tylko bedzie to oznaczalo łatwiejszy dostep do list wyborczych kobiet, ktore juz w polityce sa marginalizowane;
- kobiety maja moze w polityce mniej dowiadczenia, za to w zwiazku z tym wiecej moga chcec zmienic...;
- skoro kobiety stanowia 50% spoleczenstwa Polskiego (a moze nawet wiecej;), to dlaczego decyzje za nie ma podejmowac w parlamencie 80% mężczyzn (w Senacie 92%)?
itp...
A jak jest w Europie (ze nie wspomne o Indiach;)???
Przykładowo. W Belgii już w 1994 roku przyjęto prawo, zgodnie z którym przedstawiciele jednej płci nie mogli stanowić na listach wyborczych więcej niż ¾ ogółu kandydatów. W 1999 – nie więcej niż 2/3. W przypadku jeśli ugrupowanie nie jest w stanie wystawić odpowiedniej liczby kobiet wśród ogółu kandydatów, miejsce na liście pozostaje puste (nie może być przyznane mężczyźnie). Rozwiązanie to zostało rozszerzone w 2002 roku o zapis dotyczący sposobu rozmieszczania kandydatów na listach wyborczych. Zgodnie z nim trzy czołowe pozycje na listach wyborczych nie mogły być zajmowane przez przedstawicieli tej samej płci. Zasada ta odnosi się do wyborów parlamentarnych, regionalnych i do Parlamentu Europejskiego. Od 2004 roku w wyborach do Parlamentu Europejskiego wszystkie ugrupowania polityczne zobligowane są do wystawiania równej liczby kandydatów obu płci.
Grecja: na początku tego wieku, zgodnie z artykułem 116,2 wprowadzony został wymóg umieszczania równej liczby kobiet i mężczyzn na listach wyborczych w wyborach lokalnych i regionalnych. Listy, które nie spełnia tego wymogu nie mogą być zarejestrowane.
Słowenia również należy do licznego grona państw, które wprowadziły prawne regulacje dotyczące kwot. Na listach wyborczych do Parlamentu Europejskiego musi się znaleźć co najmniej 40% kobiet. Po wprowadzeniu tego uregulowania odsetek kobiet wybranych do PE wyniósł 42,9%.
Dania: wszystkie rady, komisje, komitety w sektorze publicznym muszą w równym stopniu składać się z kobiet i mężczyzn, przestrzeganie parytetów jest obowiązkiem ministra do spraw równości płci, który zatwierdza składy wspomnianych organów.
W Finlandii w gremiach rządowych, doradczych, municypalnych, musi być co najmniej co najmniej 40% kobiet.
W Niemczech już od 1994 roku istnieje prawo, zgodnie z którym wszystkie podmioty nominujące zobowiązane są do wysuwania kandydatów obu płci na dane stanowisko.
Ciekawym przypadkiem jest Francja, która najpierw wprowadziła w 1982 roku zapis, dotyczący tego, że na listach wyborczych nie mogło się pojawić więcej niż 75% przedstawicieli tej samej płci, potem zapis ten został zakwestionowany jako niezgodny z konstytucją, która zabrania dzielenia suwerennego narodu na przedstawicieli różnych płci. Trzeba więc było zmienić konstytucję, co stało się roku 1999. Najpierw wprowadzono zmiany do konstytucji umożliwiające wprowadzenie parytetu, oraz zapis, że partie polityczne odpowiedzialne są za zapewnienie równego dostępu kobiet i mężczyzn do funkcji wybieralnych, a w 2000 roku, w wyniku „reformy parytetowej”, zmieniono prawo wyborcze wprowadzając nakaz parytetu (50%) na listach w wyborach przeprowadzanych w oparciu o system proporcjonalny (wybory municypalne, wybory do europarlamentu) a ponadto nakaz parytetu w obrębie wszystkich kandydatów danej partii w wyborach do parlamentu, opartych na systemie większościowym. Przy czym wszędzie kandydaci muszą być umieszczanie naprzemiennie. Wprowadzono też kary finansowe dla partii, które nie przestrzegają tych zasad (odstępstwo tolerowane to zaledwie 2%), a w przypadku wyborów lokalnych, listy które nie spełniają wymogów parytetowych nie są przyjmowane przez władze wyborcze.
System kwot spowodował, że odsetek kobiet wybranych w wyborach municypalnych w 2001 roku wynosił 47,5 % (w wyborach z 1995 roku – 27,5%), bardzo duża ilość kobiet weszła do Parlamentu Europejskiego, inaczej natomiast stało się z wyborami parlamentarnymi (zaledwie 13% kobiet), ponieważ partie wolały płacić kary niż umieszczać na listach wyborczych kobiety (i to wcale nie z braku chętnych). [cyt za: kongreskobiet.pl ]
Oczywiście to nie rozwiązuje wszystkich problemów kobiet w Polsce, ale parytet może być jednym krokiem (i to nie małym kroczkiem) w kierunku poważniejszych zmian, także mentalnych, dlatego warto troche przymusic spoleczenstwo (i partie polityczne), aby oswoic nas z rownouprawnieniem w polityce. Potem juz machina sama ruszy...
Zgodnie z zasada negocjacyjna: "uzyj sily aby edukowac":) na to potrzeba czasu.
Subskrybuj:
Posty (Atom)